Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Obrazek

Jak będzie wyglądał ostatni rozdział kariery Rogera?

Odbuduje się, powalczy o tytuł mniejszej imprezy, zagra kilka efektownych pojedynków
5
42%
Maks to dwa-trzy mecze w turnieju na przyzwoitym poziomie, będą głównie smutne porażki
1
8%
Zagra kilka spotkań i znowu dozna urazu/nie wróci na korty już jako zawodowy tenisista
6
50%
 
Liczba głosów: 12
Awatar użytkownika
Robertinho
Posty: 44437
Rejestracja: 15 lip 2011, 17:13

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Robertinho »

Federasta20 pisze: 26 wrz 2022, 22:20
pascal pisze: 26 wrz 2022, 22:13 A trzeba pamiętać, że wisiał dwa punkty od przepaści w pojedynku z Bennetau.
Ogólnie Roger nie był aż taki cienki pod presją jak chociażby Monfils, który przegrywał każdy ważniejszy stykowy mecz, bo ze słabszymi rywalami od siebie potrafił wygrzebać się z tarapatów. Jak z Benneteau właśnie, ale podobnie było z Monfilsem na US Open 2014, Ciliciem na Wimbledonie 2016 czy zwycięstwa nad Millmanem oraz Sandgrenem na AO 2020.
@Mario :D
Czołem Uśmiechniętej Polsce!
Awatar użytkownika
Lucas
Moderator
Posty: 27298
Rejestracja: 04 cze 2014, 21:45

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Lucas »

Michał jeszcze nie wie, w co się wpakował tym wpisem :D.
“I doubt about myself, I think the doubts are good in life. The people who don’t have doubts I think only two things: arrogance or not intelligence.”- Rafa Nadal

"There are other tournaments in which I would like to win. However, in the end, trophies are just pieces of metal. The main thing that I took from tennis is love. She will remain with me forever, and I am sincerely grateful for this “ - David Ferrer
Federasta20
Posty: 9042
Rejestracja: 08 wrz 2011, 18:07

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Federasta20 »

Nawet pomyślałem o Mario pisząc to :) Sam wiele razy sprzyjam Gaelowi i niebywale irytują te ciągłe przegrane o włos kiedy coś większego jest na horyzoncie.

Dodam, że u Francuzów brak clutczyzmu to nie nowość vide bilans Benneteau w finałach czy popisy Grosjeana na AO.
pascal
Posty: 485
Rejestracja: 14 lip 2019, 23:34

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: pascal »

Złe wyrażenie rzeczywiście- bardziej miałem na myśli, że nie uwzględnia się okoliczności spotkania a tylko ostateczny skutek w porównaniu do alternatywnego zakończenia. I faktu, że czasem ważniejsze niż porównanie na korcie między dwoma zawodnikami jest kwestia, jak dany zawodnik czuje się ze swoją grą- czy ma zapas sił, czy może podkręcić tempo, czy gra na limicie, jak bardzo jego gra zależy od postawy rywala, jaką ma pewność uderzeń itd. To jest bardzo trudne do oceny z zewnątrz, szczególnie, że wyniki na tablicy mogą zakłamywać rzeczywistość. Ja na przykład przy całej narracji o odwróceniu trendu w meczach z Rafą, mam nieodparte wrażenie, że gdyby wpuścić Hiszpana z 2018 roku na półfinał Federer nie postawiłby nogi w finale Wimbledonu 2019. I ogólnie uważam, że porażki w meczach, w których zaprezentowało się swój bardzo dobry tenis/najlepszy tenis należą do tych największych.
Awatar użytkownika
Jacques D.
Posty: 7255
Rejestracja: 30 gru 2011, 23:02

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Jacques D. »

Kiefer pisze: 26 wrz 2022, 21:55 Przypomnijcie sobie, co pisaliśmy o tym jaki postawiłby nieśmiertelny pomnik Federer tym triumfem, w takich okolicznościach i w tak zaawansowanym wieku, rekordy by potracił (prawdopodobnie nie na Wimbledonie, co imo jest bardzo ważne), ale właśnie bardzo wiele by ten tytuł zmienił.

Zamiast tego jak potężną rysą na wizerunku jest ta porażka, właśnie w takich okolicznościach, mając znowu 2 mp. Porażka z Nadalem w prime nie jest niczym zaskakującym i dokładnie na to się zapowiadało zważywszy na rosnącą formę jednego i słabszą drugiego. Jeszcze rok wcześniej się udało, ale jak w 2007 Fed był pewnie 5-10% słabszy niż w 2004-2006, tak w 2008 był już to potężny zjazd i ostatecznie przegrał z lepszym, jedyny raz w karierze w tych warunkach, a i tak musiał ten się solidnie napocić, by tego dokonać, żaden to wstyd ani upokorzenie.
Masz potężne skłonności do przeceniania tego, co miałeś okazję widzieć na żywo, a niedoceniania tego, czego na żywo nie widziałeś. ;-) I dyskutujesz z argumentami, które tu w ogóle nie padły, wróć i przeczytaj raz jeszcze, bo ani o wstyd, ani o upokorzenie w nich nie chodziło (choć i na RG-W 08, i na AO 09 trochę tego upokorzenia było, zwłaszcza jak się pamięta klimat wokół tych meczów i narracje medialne wtedy).

Żeby było jasne, to wszystko są bardzo ważne mecze i historyczne porażki, ale jednak to, co pisałem o W08 i jego znaczeniu obiektywnie (nie, że moje widzimisię) wskazuje na ten właśnie turniej.

Tak nota bene, niesamowite, jak tych kilka fatalnie rozegranych punktów zaważyło na obrazie całego finału Wimbledonu 19 (o czym już troszkę napomknął @pascal ), w którym przez całe 4,5 seta Federer grał naprawdę mądrze (!) pod względem taktycznym (!!), świetnie maskując fizyczne braki, starając się Djokovicia szachować w dłuższych wymianach długością zagrań i mieszaniem zwykłego bh ze slajsami, okazjonalnie zaskakując kombinacjami z wykorzystaniem skrótu. (oczywiście, serwis na poziomie niemal Samprasowym raczej nie przeszkodził) Naprawdę niesamowite, jak łatwo i banalnie można zaprzepaścić coś, co się w takim mozole i z taką precyzją budowało.
Ostatnio zmieniony 27 wrz 2022, 0:27 przez Jacques D., łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
no-handed backhand
Posty: 17738
Rejestracja: 01 sie 2014, 23:07
Lokalizacja: tak

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: no-handed backhand »

Fajny avek, Lucas. :D
Yoshihito Nishioka do Ciebie jedzie
Awatar użytkownika
Lucas
Moderator
Posty: 27298
Rejestracja: 04 cze 2014, 21:45

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Lucas »

no-handed backhand pisze: 27 wrz 2022, 0:21 Fajny avek, Lucas. :D
Chciałem jakoś uhonorowac Rogera, nie odcinając się od własnych upodobań :)
“I doubt about myself, I think the doubts are good in life. The people who don’t have doubts I think only two things: arrogance or not intelligence.”- Rafa Nadal

"There are other tournaments in which I would like to win. However, in the end, trophies are just pieces of metal. The main thing that I took from tennis is love. She will remain with me forever, and I am sincerely grateful for this “ - David Ferrer
Awatar użytkownika
Jacques D.
Posty: 7255
Rejestracja: 30 gru 2011, 23:02

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Jacques D. »

Odnośnie słabości psychicznej Federera jeszcze, jak ktoś go pamięta z pierwszych lat w tourze, będzie wiedział skąd mogła się wziąść. Magiczne przeistoczenie z niezbyt poukładanego chłopaczka rzucającego rakietami w nadobnego maestro nieokazującego niemal emocji musiało mieć swoją cenę. Sampras po prostu to miał, od samego początku, kiedy wchodził do touru jako nastolatek, Djokovic po prostu od 2011 nieco przesunął akcenty, ale pozostał ekspresyjny zgodnie ze swoją osobowością, a RF mam wrażenie "nieco" zakłamał swoją naturę na potrzeby budowania wizerunku i, teoretycznie większej efektywności meczowej - zwłaszcza, że Szwajcar wygląda na gościa, który mocno przejmuje się bzdetami w stylu "co Goatowi wypada". Oczywiście, każdy może ewoluować, ale tak radykalne metamorfozy raczej muszą pozostawić po sobie ślad, a że w postaci niewytrzymywania najtrudniejszych momentów, to akurat bardzo logiczne.
Awatar użytkownika
COA
Posty: 9272
Rejestracja: 22 lip 2011, 22:47

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: COA »

Jacques D. pisze: 27 wrz 2022, 8:10 Odnośnie słabości psychicznej Federera jeszcze, jak ktoś go pamięta z pierwszych lat w tourze, będzie wiedział skąd mogła się wziąść.
Na ponapisach ktoś Ci pomaga redagować swoje przemyślenia?
Awatar użytkownika
Jacques D.
Posty: 7255
Rejestracja: 30 gru 2011, 23:02

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Jacques D. »

COA pisze: 27 wrz 2022, 9:44
Jacques D. pisze: 27 wrz 2022, 8:10 Odnośnie słabości psychicznej Federera jeszcze, jak ktoś go pamięta z pierwszych lat w tourze, będzie wiedział skąd mogła się wziąść.
Na ponapisach ktoś Ci pomaga redagować swoje przemyślenia?
Jest tam osoba zajmująca się korektą tekstów, od początku mojego pisania tam, czyli jeśli dobrze pamiętam, jakieś 4 lata , nie wydaje mi się, żeby zmieniła mi cokolwiek w jakimś tekście, może dlatego, że wtedy nie piszę na komórce ze słownikiem t9. Ale nie musisz mi przecież wierzyć, na stronie jest kontakt, można spytać u źródła.
Awatar użytkownika
COA
Posty: 9272
Rejestracja: 22 lip 2011, 22:47

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: COA »

Tak czułem, że musiał to być jakiś przypadek, a już na pewno nie Twoja wina.
Awatar użytkownika
Robertinho
Posty: 44437
Rejestracja: 15 lip 2011, 17:13

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Robertinho »

COA pisze: 27 wrz 2022, 12:01 Tak czułem, że musiał to być jakiś przypadek, a już na pewno nie Twoja wina.
Po prostu palce drżą z nerwów w oczekiwaniu na odpowiedź @DUN I LOVE, więc tu bym się akurat Przemka nie czepiał przesadnie.
Czołem Uśmiechniętej Polsce!
Awatar użytkownika
Kamileki
Posty: 37148
Rejestracja: 26 sty 2019, 0:39

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Kamileki »

Robertinho pisze: 27 wrz 2022, 12:06
COA pisze: 27 wrz 2022, 12:01 Tak czułem, że musiał to być jakiś przypadek, a już na pewno nie Twoja wina.
Po prostu palce drżą z nerwów w oczekiwaniu na odpowiedź @DUN I LOVE, więc tu bym się akurat Przemka nie czepiał przesadnie.
"Moje przemijanie z Rogerem" - powieść filozoficzna stworzona przez DUN I LOVE?
Awatar użytkownika
Robertinho
Posty: 44437
Rejestracja: 15 lip 2011, 17:13

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Robertinho »

Kamileki pisze: 27 wrz 2022, 12:20
Robertinho pisze: 27 wrz 2022, 12:06
COA pisze: 27 wrz 2022, 12:01 Tak czułem, że musiał to być jakiś przypadek, a już na pewno nie Twoja wina.
Po prostu palce drżą z nerwów w oczekiwaniu na odpowiedź @DUN I LOVE, więc tu bym się akurat Przemka nie czepiał przesadnie.
"Moje przemijanie z Rogerem" - powieść filozoficzna stworzona przez DUN I LOVE?
:kocham:
Czołem Uśmiechniętej Polsce!
Awatar użytkownika
Jacques D.
Posty: 7255
Rejestracja: 30 gru 2011, 23:02

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Jacques D. »

COA pisze: 27 wrz 2022, 12:01 Tak czułem, że musiał to być jakiś przypadek, a już na pewno nie Twoja wina.
Po prostu, jeśli już tak bardzo chcesz wbijać szpilę, staraj się to chociaż robić inteligentnie. Gdybym naprawdę popełniał takie błędy, od dawna nie miałbym pracy, przynajmniej w swoim zawodzie.

A co do odpowiedzi @DUN I LOVE , czekałem z wielką niecierpliwością, ale coraz mocniej zaczynam wątpić...
Awatar użytkownika
Mario
Posty: 35193
Rejestracja: 03 sie 2011, 1:34

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Mario »

Robertinho pisze: 26 wrz 2022, 23:53
Federasta20 pisze: 26 wrz 2022, 22:20
pascal pisze: 26 wrz 2022, 22:13 A trzeba pamiętać, że wisiał dwa punkty od przepaści w pojedynku z Bennetau.
Ogólnie Roger nie był aż taki cienki pod presją jak chociażby Monfils, który przegrywał każdy ważniejszy stykowy mecz, bo ze słabszymi rywalami od siebie potrafił wygrzebać się z tarapatów. Jak z Benneteau właśnie, ale podobnie było z Monfilsem na US Open 2014, Ciliciem na Wimbledonie 2016 czy zwycięstwa nad Millmanem oraz Sandgrenem na AO 2020.
@Mario :D
Nie można mieć pretensji do Federasty, że nie ogarnia za bardzo tego tenisa, wyłączając kilku tenisistów, którym kibicuje. Normalna sprawa, nie każdy musi być porządnie wkręcony.

Zabawne natomiast jest to, że wybrał sobie akurat Monfilsa, o którym można przecież powiedzieć niemalże dokładnie to samo co o Federerze, tyle tylko, że na odpowiednio niższym poziomie. No bo, jakby to najłatwiej wyjaśnić..., Monfils był tenisistą grającym na niższym poziomie niż Roger. Francuz też potrafił wygrzebywać się z tarapatów ze słabszymi od siebie rywalami, by w zdecydowanej większości płynąć w stykowych sytuacjach, gdy przychodziło do rywalizacji z graczem o podobnej/wyższej klasie, Gael również ma bardzo sensowny rekord w TB, przy jednocześnie kompromitującym jeśli chodzi o rozgrywanie ich w decydujących setach, obaj nie imponują, jeśli chodzi o bilans pięciosetówek (Monf nawet na minusie, ale to trochę pokłosie ostatnich sezonów, gdy już nie nadaje się do rywalizacji w tym formacie). Różnica jest jedna, jak wyżej, Federasta oglądał większość meczów Federera, a Monfilsa głównie w starciach z fabsterami, więc zapamiętał jak zapamiętał. Na to nic nie poradzę.
MTT bilans finałów (17-26)
W: Queen's Club 13, Monte Carlo 14, Australian Open 15, Nottingham 15, Chennai 16, Rio de Janeiro 17, Wiedeń 17, Acapulco 18, Madryt 18, Queen's Club 21, Cincinnati 21, Indian Wells 21, World Tour Finals 21, s-Hertogenbosch 22, Roland Garros 23, Astana 23, Hong Kong 24
F: Auckland 14, Miami 14, Roland Garros 14, Waszyngton 14, World Tour Finals 14, Rio de Janeiro 15, US Open 15, Estoril 16, Pekin 17, Rio de Janeiro 18, Monte Carlo 18, Rzym 18, Lyon 18, Metz 18, Hamburg 20, Madryt 21, St. Petersburg 21, Adelajda-2 22, Buenos Aires 22, Rio de Janeiro 22, Cincinnati 22, Astana 22, Rio de Janeiro 23, Bastad 23, Rio de Janeiro 24, Dubaj 24
Awatar użytkownika
Kiefer
Posty: 39058
Rejestracja: 21 lis 2017, 16:25

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Kiefer »

Federer paradoksalnie chyba dopiero na starość ten bilans spotkań 5-setowych sobie mocno poprawił, bo wcześniej to była skuteczność gdzieś na poziomie 50%. Nie chcę mi się sprawdzać, ale wydaje mi się, że mógł wygrać ich z 10, a przegrać może 5 od 2017 roku.

Sławek przypomniał mi o wybitnej skuteczności Rodży w tb decidera spotkań finałowych, 1-9. :kocham:
Awatar użytkownika
Kamileki
Posty: 37148
Rejestracja: 26 sty 2019, 0:39

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Kamileki »

Kiefer pisze: 27 wrz 2022, 20:26 Federer paradoksalnie chyba dopiero na starość ten bilans spotkań 5-setowych sobie mocno poprawił, bo wcześniej to była skuteczność gdzieś na poziomie 50%. Nie chcę mi się sprawdzać, ale wydaje mi się, że mógł wygrać ich z 10, a przegrać może 5 od 2017 roku.

Sławek przypomniał mi o wybitnej skuteczności Rodży w tb decidera spotkań finałowych, 1-9. :kocham:
9-3 od 2017 w 5 setach Roger, ale w tych 3 porażkach zawierają się dwie istotne wtopy po roztrwonieniu meczowych - z Andersonem i Novakiem - na Wimblu 2018 i 2019 .
Awatar użytkownika
Robertinho
Posty: 44437
Rejestracja: 15 lip 2011, 17:13

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Robertinho »

Art pisze: 28 wrz 2022, 21:23 Ekhm, ekhm…

W związku z całym tym pożegnaniem i różnymi podsumowaniami podjąłem się karkołomnej próby podliczenia ile meczów Rogera mogłem zobaczyć. Oczywiście nie wszystkie od deski do deski, bo wiadomo jak to jest np. z nocnym oglądaniem, ale na ile mi pamięć pozwoliła, to przeglądając listę spotkań sezon po sezonie to od 2003 r. wyszło mi ich grubo ponad 700, czyli mogło to się zakręcić w okolicach połowy jego pojedynków w tourze. Nie da się więc ukryć, że była to solidna część mojego życia. Ktoś może powiedzieć nawet, że przesadnie duża i ten czas można by spożytkować setki razy lepiej, bo jak to tak przeżywać występy jakiegoś Szwajcara z paletką, no ale wiadomo też, że pasje i obiekty zachwytu nie muszą być zawsze racjonalne, a fakt, że takich i znacznie większych oszołomów były tysiące również nieco mnie uspokaja. Może mi wyjść z tego długawy wywód, ale skoro już poświęciłem tyle czasu na śledzenie tej kariery, to w sumie czymże jest ten ułamek przeznaczony na przelanie na ekran tych wypocin. Co jasne, raczej niewiele odkrywczego można w tym temacie napisać, wielu innym świetnym i emocjonalnym wpisom też nie dorównam, ale pomyślałem, że z tej okazji wypada coś naskrobać.

Nie potrafię zlokalizować momentu, w którym pierwszy raz usłyszałem o Federerze czy zobaczyłem go na korcie, ale musiało to być gdzieś w 2001 r., bo kiedyś znalazłem swój zeszyt z wynikami „turniejów”, które rozgrywałem w tenisowej gierce na Pegasusie w tamtym okresie i było już tam jego nazwisko. Na prawdziwe zapoznanie przyszedł czas dopiero podczas Wimbledonu 2003, więc trzeba przyznać, że trafił mi się zupełnie nienajgorszy moment. Co dobrze pamiętam to, że moją uwagę zwrócił jego jednoręczny bekhend. W tamtych czasach był to co prawda częstszy widok niż dzisiaj i też umówmy się, wtedy to uderzenie nie było tak dobre jak w kolejnych latach, ale wykonywane było w taki sposób, że przykuwało wzrok i potrafiło wprowadzić w zachwyt. W całości obejrzałem finał z Philippoussisem będąc już bardziej za Rogerem, potem doszły te pamiętne łzy po meczu i Szwajcar stał się tenisistą, na którym skupiłem więcej swojego zainteresowania. Podczas AO 2004 z racji ferii udało mi się obejrzeć wszystkie jego pojedynki w drugim tygodniu i tu już poważniej zakiełkowała jakaś większa fascynacja, bo ta częstotliwość zagrywania przez niego pięknych, trudnych i efektownych piłek wydała się dalece ponadprzeciętna, a w połączeniu z efektywnością, która w końcu nadeszła w jego karierze można było dojść do wniosku, że ogląda się kogoś wyjątkowego. Niedługo potem przyszło pierwsze rozczarowanie, bo liczyłem, że na RG pójdzie za ciosem, ale dość łatwo spacyfikował go Guga Kuerten. Wtedy jeszcze, tak jak chyba większość, nie przypuszczałem, że ten Paryż stanie się tak upragnionym i jednocześnie przeklętym celem na kolejne lata.

W tamtym czasie RF stał się moim ulubionym graczem, ale bycie totalnym Federastą zaczęło się po AO 2005, w sumie dość znamienne, że akurat po porażce. To że wcześniej do „totalsa” jeszcze mi brakowało niech świadczy fakt, że w czasie półfinału z Safinem w czwartym secie byłem za Maratem, by dla emocji doprowadził do decidera. Mocy sprawczej oczywiście w tym żadnej nie było, ale później tego żałowałem i postanowiłem sobie, że odtąd przez cały czas będę całkowicie za nim. Tak też zacząłem pochłaniać wszystkie możliwe mecze, choć nie było to łatwe, bo jak pewnie niektórzy pamiętają Mastersy w dużym wymiarze leciały na legendarnym i przeklinanym Polsacie Info, którego nie posiadałem, a o strimach jeszcze wtedy nikt nie marzył. Mimo to jednak z uwagi na jego osobę tenis stał się moją dyscypliną numer jeden i zajarany artyzmem gry wiedziałem, że to musi być mój ulubiony sportowiec. I też pierwszy, który podczas oglądania sportu potrafił doprowadzić mnie do łez. Daruję już sobie te wszystkie peany, żeby już tu nie przesładzać, zresztą był już na forum przytaczany cytat B. Tomaszewskiego o pięknie zachodzącego słońca, więc chyba nie ma potrzeby nic do tego dodawać.

Przy tych całych zachwytach uczciwie muszę też przyznać, że nie zawsze byłem wzorcowym fanem. Ale też nie wydaje mi się bym był jedynym, który został mocno rozpieszczony wygrywaniem w okresie jego największej dominacji. Btw, sam Roger powiedział po AO 2008, że stworzył potwora i nie sposób się z tym nie zgodzić. I tak też chciałem aby nie tylko wygrywał, ale też robił to w świetnym stylu, by nikt w żaden sposób nie mógł podważyć jego triumfów (choć to akurat moja przypadłość wobec wszystkich sportowych ulubieńców) i by był podziwiany przez jak największą liczbę odbiorców. Już podczas AO 2006 trochę kręciłem nosem, że te kolejne pojedynki były nieco wymęczone i dopiero pofinałowe łzy sprowadziły mnie nieco na ziemię i uświadomiły jakie napięcie towarzyszy takim zmaganiom i ile musi kosztować wygrana w WS. Oczywiście nie był to żaden moment nawrócenia, co to to nie. Do dziś się nieco wstydzę za niektóre określenia pod jego adresem po porażkach m.in. jeszcze na starym forum Grandslamu. Ale już mononukleoza i posucha z pierwszych miesięcy 2008 r. sprawiła, że zwycięstwo w US Open i to jak w finale „na pełnej” wyszedł na Murraya i pokonał go w dawnym stylu przyjąłem z ogromną radością i doceniłem je jak mało które wcześniej.

Ale momentów bezgranicznego szczęścia było też dużo w późniejszych latach. Jednym z nich był oczywiście RG 2009, gdzie w końcu udało się dopaść tego uciekającego króliczka. Przez poprzednie lata zdarzało mi się snuć marzenia o wygranej po zdetronizowaniu Rafy, ale jak wiemy rzeczywistość bywała nieco bardziej brutalna. Gdy jednak przyszło co do czego, nie miało już w zasadzie znaczenia jakie były okoliczności, tylko sam fakt, że udało się zdobyć brakującą perłę w koronie i że można było zasmakować tyle czasu wyczekiwanego zwycięstwa i do dziś uważam, że był to jeden z najlepszych momentów w moim kibicowskim życiu. O wszystkich nie ma sensu pisać, np. Wimbledon 2012 też był wyjątkowy, ale nie mogę pominąć tu AO 2017. Pamiętamy jak było, powrót właściwie z niebytu z dotychczasowej perspektywy Federera i po latach bez Szlema, największa zmora pokonana w finale po odrobieniu straty przełamania w piątym secie i wszystko to okraszone wieloma skutecznymi bekhendami, po których przecierało się oczy ze zdumienia. I jeszcze ta ikoniczna wymiana z ósmego gema! Nie wiem czy jeszcze ktoś lub coś będzie w stanie sportowo przebić takie emocje, jakich dostarczył wtedy Szwajcar.

Nie da się jednak ukryć, że emocji z przeciwległego bieguna również nie brakowało. O finale Wimbledonu 2019 napisano tu chyba już i tak zbyt dużo, więc tylko krótko dodam, że i mnie rozwalcowało to jak żadna inna jego porażka i już mocno zobojętniałem jeśli chodzi o wyścig po GOATa (a po tegorocznym AO to już w ogóle). Może gdyby zagrał jeszcze w jakimś finale WS to bym się tego wyparł, ale nigdy już się o tym nie przekonamy. No i ogólnie trzeba przyznać, że ci dwaj główni oprawcy mocno zaleźli nam za skórę. To co szczególnie Nadal zrobił Fedowi w 2008 i 2009 było czymś swego czasu trudnym do strawienia, ale i finały z 2014 i 2015 z Djokoviciem też dały poczucie zmarnotrawienia dużych szans. Ale taki też był Roger, żaden z nich nie mógł równać się pod względem elegancji i piękna gry, ale też w przeciwieństwie do nich nie był takim zaciekłym wojownikiem, którego psychika była praktycznie nie do skruszenia. A skoro już jestem przy tych Rafolach, to niestety na swój sposób obrzydzili mi postrzeganie części występów Federera. Co prawda nie przypominam sobie żebym w ostatnich latach był przeciwko niemu, ale z uwagi na ich obecność w drabince i realną perspektywę kolejnej porażki z którymś z nich niektóre z meczów przyjmowałem zupełnie na chłodno, a porażki (np. z Millmanem w USO) odczuwając gdzieś w duchu nawet lekką ulgę.

Kończąc już muszę wyrazić wielką wdzięczność za to, że mogłem żyć i śledzić tenis w czasach Federera. Tak jak napisał DUN w innym temacie, była to kibicowska przygoda mojego życia i nie sądzę, by czyjeś występy mnie jeszcze kiedyś tak ekscytowały. A, no i w sumie mogę dodać, że wywarł on też wpływ na moje pozasportowe życie i prawdopodobnie pośrednio przyczynił się do mojego jedynego warunku na studiach. Było to podczas AO 2011 gdy grał w drugiej rundzie z Gillesem Simonem, do tego momentu jego postrachem. Pierwsze dwa sety rozegrał jednak śpiewająco i wydawało się, że domknie to na luzie. Niestety jednak Francuz wrócił do meczu, przez co postanowiłem, że zostanę w domu i nie pójdę na zajęcia. Później okazało się, że bardzo możliwe, iż przez tą nieobecność nie miałem możliwości jakiejś poprawki i trzeba było zabulić. No ale nie żałuję tych wszystkich przeżyć i bycia w obozie Federastów przez te wszystkie lata.

Taka jest moja prawda Rogera. Kłaniam się nisko, to było moje Artowisko.
Czołem Uśmiechniętej Polsce!
Awatar użytkownika
Robertinho
Posty: 44437
Rejestracja: 15 lip 2011, 17:13

Re: Jestem legendą. Roger Federer: droga ku chwale.

Post autor: Robertinho »

DUN I LOVE pisze: 01 paź 2022, 1:20 Roger Federer. Sam już nie wiem co jest trudniejsze - zebranie wszystkich myśli i przelanie ich na kanwę forum tak, by oddać Szwajcarowi należyty hołd czy uświadomienie sobie tego, co się stało równo 7 dni temu, kiedy to w nocy z piątku na sobotę oglądaliśmy ostatnie zawodowe odbicia tenisisty wszech czasów. Nie chodzi o fakt pogodzenia się z tym, bo tutaj nie ma problemu - koniec kariery spotyka każdego i ten dzień musiał nadejść. Trudno jednak gdzieś wewnętrznie zaakceptować, że to już - kropka, po wszystkim. Nawet, jeżeli weźmiemy poprawkę, że człowiek momentami wymiotował z nudów, przez X lat oglądając tych samych głównych aktorów. Najważniejszy rozdział kibicowski w moim życiu został napisany.

Pierwsze, co wysuwa się na czoło to zakres czasu, jaki został pokryty magią i doświadczaniem Rogera Federera fruwającego nad kortem. Kiedy pierwszy raz pokazał się szerokiej publiczności ja byłem w gimnazjum. xD Później tenisowe dojrzewanie i eksplozja formy, co miało miejsce za moich licealnych czasów. Trochę byłem z nim, a trochę skakałem w bok, lokując uczucia w tenisowej kreacji Marata Safina. Kibicowałem Rosjaninowi podczas AO05, ale ku mojemu zdziwieniu wcale nie byłem szczęśliwy po ostatniej piłce. :D To coś musiało znaczyć i znaczyło. :) Kiedy po triumfie w Indian Wells tamtego roku zobaczyłem na głównej stronie ATP zdjęcie Rogera z pucharem i napis "The Untouchable", zafascynował mnie. Wiedziałem, że to jest to. Po pojawieniu się Nadala nie było wyjścia - na skutek następującej polaryzacji fanów trzeba było zająć miejsce w jednym z boksów. Na maksa. Bez lawirowania gdzieś pomiędzy.

Matura, studia, początek związku z żoną, który trwa już ponad 14 lat, a który zaczynał się już po peaku formy RF - niewiarygodne. Później to przekonanie, że to już końcówka, zmierzch dominatora, wypieranego w 2011 roku przez Rafole - nikt chyba nie przypuszczał, że ta historia potrwa jeszcze przez dekadę. Przenosiny do Warszawy, oświadczyny, ślub i miesiąc miodowy okraszony pływaniem w Bałtyku z tą cudowną myślą, że mamy długie wakacje, a Roger wygrał Wimbledon. :D Wreszcie zmiana pracy na nieporównywalnie lepszą, kupno własnego mieszkania, dramat Wimby19 i koniec pięknego, kolorowego świata - covid, wojna, inflacja, szarzyzna. Roger idealnie się w to wszystko wpisał i się zawinął z tego krajobrazu beznadziei, który de facto zapoczątkował przy 40-15. :)

Wimbledon 2021 to był wspaniały turniej, łabędzi śpiew, który pozwolił mi po raz ostatni przeżyć emocje w takiej skali, narobić sobie naiwnych nadziei i mimo brutalnego końca pozostawić niezapomniane doświadczenie w mojej głowie. Już na zawsze. Wakacje na Santorini, obłędne widoki, piękna pogoda, żona i inni towarzysze podróży żądni spacerowania i zwiedzania, a gdzieś tam w tle ja - nerwowo spoglądający na flashscore w telefonie i analizujący szanse w drabince. Poniedziałkowy powrót samochodem przez pół wyspy nie był najbardziej racjonalną rzeczą w moim życiu. Ciemno, nieznany teren, ulice niby oświetlone, ale w praktyce częściej patrzyłem w telefon i przebieg meczu Rogera z Sonego niż na drogę, co wywołało zaskoczenie i lekkie obudzenie współpasażerów. Nikt z nas wtedy nie wiedział, że to ostatnie, 1251. meczowe zwycięstwo RF. Na ostatnie kilka gemów odpaliłem już streama w komórce, zdążyliśmy dotrzeć na kwaterę, na szczęście też bez wypadku drogowego. :) Następnego dnia zwiedzanie jakichś ruin, gdzie co chwila uciekałem na ławeczkę/murek w cień, żeby śledzić na cyferkach dokończenie meczu Polaka z Daniłem. Bardzo optymistycznie wyglądał ten moment, kiedy Hubert doprowadził do piątego seta. Plan zdawał się przebiegać wzorowo. :P

Przed meczem z Hubertem ostatni raz czułem TE kibicowskie emocje. Nerwowe spoglądanie na telefon, czy wcześniejsze mecze się już skończyły, a później serce pełne nadziei, kiedy bodaj w pierwszym gemie meczu RF wypracował bp. :D Resztę tamtego filmu już znacie - smutna porażka, mistrz schodzący z kortu, a na greckiej wyspie ja, spoglądający na Morze Egejskie o zachodzie słońca w mocnym stanie zadumy jak wszystko przemija i jak kiedyś było na wyciągnięcie ręki, tak teraz jest bardzo daleko, jest nieosiągalne. Smutek, że to stacja końcowa dziwnie mieszał się z radością, że mogłem uczestniczyć w tej wycieczce.

A Zachód słońca był wtedy najpiękniejszy, jakiego doświadczyłem - jak tenis w wykonaniu Federera. :)
Czołem Uśmiechniętej Polsce!
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość