Bo się setnie ubawiłem słysząc, że tak skrupulatny i chorobliwie ambitny gość nie wie, na którym miejscu jest w rankingu. Pewnie upewniał się z 7 razy dziennie, a publicznie oczy mydli, że nie wie na którym miejscu jest w danej chwili. Są jakieś granice nawet w sferze komicznych wypowiedzi.jonathan pisze:Sam mówisz, że ostatnim z powodów, w który uwierzysz odnośnie startu Federera w Monte Carlo to ten, o którym on sam poinformuje, a tu przywiązujesz taką wagę do jego słów dotyczących rankingu. Akurat przez cały zeszły rok Roger robił dobrą minę do złej gry.
A odklejanie się od rzeczywistości (Angela dzięki za slogan) w jego przypadku to właśnie robienie dobrej miny do "złej gry". Według moich spostrzeżeń im bliżej ma do emerytury, tym głośniej krzyczy, że to jeszcze za...hu hu! Pewnych rzeczy nie da się oszukać, a ja właśnie odnoszę wrażenie, że on usiłuje sobie udowodnić jakim to jeszcze jest sprawnym młodzieniaszkiem. I jest, bo jak na swój wiek, to forma wciąż ponadprzeciętna, ale mierząc miarą sportu zawodowego to już niestety wiek przedemerytalny, czy się to zaakceptuje, czy nie. On raczej broni się przed tą świadomością - taki sportowy kryzys wieku średniego.
No chyba sobie żartujesz?! Myślisz, że osiągnięcie nr 1 nie stanowi celu samego w sobie? Sądzisz, że np. Murray'owi lata koło pióra czy będzie "jedynką", czy poprzestanie na "dwójce"?! Naprawdę myślisz, że to nie jest jednak wielki prestiż? Szlem może wpaść przypadkiem nawet takiemu Wawrince, ale nr 1 już nie zostanie. I nie wiem co by wybrał gdyby miał w tej kwestii wybór?jonathan pisze:Zresztą samo miejsce w rankingu jako cel sam w sobie nie interesuje chyba nikogo.