Na pierwszy ogień najwyżej rozstawione Sanders/Zhang przegrały z Kudermetovą/Pavluchenkovą w dwóch setach. Rosjanki to jednak wciąż liczące się singlistki, a gdy się z takimi gra, trzeba liczyć się z tym, że będzie szybciej i mocniej niż zwykle. Niestety Chince i Australijce zabrakło tego pazura, zagrały dość przeciętnie, popełniając inne rodzaje błędów. Shuai nie była za dobra w polu serwisowym, a Storm oddała 3 punkty w tb psując proste woleje/smecze. Zasłużona porażka, choć dało się wyciągnąć więcej z tego meczu.
Drugi mecz typowo deblowy - Aoyama/Chan przeciwko Olmos/Dabrowski. Tutaj też w papę, ale jestem bardziej zadowolony z gry mojego duetu, zaprezentowały się całkiem dobrze i dopiero ten super tb im uciekł od stanu 5*-6. Miałem okazję sobie przypomnieć dlaczego pary z udziałem Olmos tak mnie irytują. Ani dziś, ani dawniej, gdy grywała z Fichman, nie prezentowały razem jakichś Himalajów, a zawsze jakoś przepchną mecz, broniąc po drodze pierdyliarda bp i decydujących. To też trzeba umieć i należą im się brawa, ale jednak szkoda, gdy spotkanie się wymyka po takim obrazie na korcie.
Została mi jeszcze Sakkari dziś, mogę zaliczyć piękny hat-trick, jak i jej nie pójdzie
