Kiedyś to było - głównie o sporcie [odcinek RN Vintage]

[DUN I LOVE]

Obecny. Dobry wieczór.

[Mario]

Siedzę sobie przed kompem na pół godziny przed programem, rozmyślam od czego tu zacząć, aż tu nagle na YT w proponowanych wyskakuje mi to:



Pomijaj już fakt, że widziałem ten filmik pewnie z 25 tys. razy, to naprawdę aż się łezka kręci. Ostatni wielki turniej Agassiego, największa przegrana szansa Blake'a na finał Szlema, ostatni Szlem Rusty'ego w roli faworyta (wiadomo, nie głównego, ale jednak), szybko przegrywający Nadal, Scoville Jenkins z wygranym meczem, serie wygranych pięciosetówek Ginepriego. Mógłbym jeszcze wymieniać i wymieniać.

Świetny turniej, trochę niedoceniany w mojej opinii. Zresztą, 2005 to chyba będzie mój ulubiony sezon w tenisie.

[DUN I LOVE]

Zastanawiałem się dzisiaj, kiedy (z perspektywy czasu) faktycznie było najfajniej i też pewnie to będą lata 2005-2006. W tym 2005 roku byłem świeżo po maturze (najdłuższe wakacje w życiu), pamiętam jak mój najlepszy kumpel z LO wyleciał wtedy na stałe do Stanów. Kilka tygodni później wstałęm nad ranem na ćwiartkę Agassi - Blake, załapiliśmy się na gg i wspólnie oglądaliśny i komentowaliśmy - ja z Białego, on z Chicago. James był wtedy basolutną sensacją lata, pisał piękną historię powrotu, szkoda, że wyszło jak zawsze.



Miał nerwy Andre w tym taju.

[Mario]

W ogóle to amerykańskie lato, do czasu gdy organizowali wystarczająco dużo turniejów i miał kto w nich grać, to była super sprawa. Człowiek był młodszy, miał więcej czasu i przede wszystkim chęci do śledzenia, sami tenisiści dużo ciekawsi.

Mocno żałuję, że nie było wtedy takiego dostępu do spotkań, właściwie tyle co w TV pokazało (tu na plus, że ES w mniejszym lub większym wymiarze pokazywał wszystkie pozamastersowe turnieje lata), a często trzeba było się ratować 209 w telegazecie (na 821 chyba był livescore, ale ręki sobie uciąć nie dam). Z drugiej strony, pewnie wtedy bym mocno nolife'ował i dzisiaj sam grał w tego tenisa gorzej.

[Robertinho]

Czy prime Agassi by walczył jak równy z rakami o Szlemy? Rzucam zapalnik, będę tuż po 23.

[DUN I LOVE]

Pewnie, że by walczył.

Właśnie odpaliłem końcówkę tego meczu Andre z Jamesem, co oni grali przy ostatnich punktach. Dzisiaj, przy tym obrzydliwym kuntatorstwie, nikt by takich fajerwerków w takim momencie nie odpalił.

Nawet na początku transmisji mówią, że będzie Amerykanin w finale USO, bo kilka chwil wcześniej Robby Ginepri pokonał w 5 setach Guillermo Corię.

Te lata 2005-2007 to były ostatnie sezony, kiedy młodzi ludzie dynamicznie wchodzili do gry. Później pojawił się DelPo, ale generalnie od ponad dekady panuje moda na wieczne dojrzewanie.

[Mario]

Wiecie, co ja myślę o fabsterach, od dobrych kilku lat powinni już robić za tło w rozgrywkach, więc ludzie pokroju Andre od dawna mieliby pole do popisu.

Skoro o Agassim i Blake'u, to wielu rzeczy brakuje mi w dzisiejszym tenisie. I właśnie obaj panowie to sobą prezentowali. Dzisiaj za sprawa Djokovica, Murraya, w trochę mniejszym stopniu Zvereva, czy nawet Monfilsa, dobrze returnujący gracz kojarzy się z typem, który potrafi odegrać w miarę głęboko pod nogi, dzięki czemu ma przewagę w wymianie. Kiedyś ludzie pokroju Amerykanów, Fernando Gonzalez, nawet Rusty robił to znacznie częściej od współczesnych mistrzów, potrafili bezlitośnie zabijać drugie podania przeciwnika. Miałby taki Agassi dzisiaj używanie, gdyby dostał paru asów serwujących drugim w okolicach 130 km/h.

Obecnie chyba tylko Paire, od biedy Nishikori, potrafią w miarę regularnie wchodzić na drugi serwis przeciwnika. Jeźdźców bez głowy pokroju Browna jednak nie wymienię, bo każdy głupi umie zamknąć oczy i trafić raz na pięc.

[Robertinho]

Pewnie, że by walczył.

Właśnie odpaliłem końcówkę tego meczu Andre z Jamesem, co oni grali przy ostatnich punktach. Dzisiaj, przy tym obrzydliwym kuntatorstwie, nikt by takich fajerwerków w takim momencie nie odpalił.

Nawet na początku transmisji mówią, że będzie Amerykanin w finale USO, bo kilka chwil wcześniej Robby Ginepri pokonał w 5 setach Guillermo Corię.

Te lata 2005-2007 to były ostatnie sezony, kiedy młodzi ludzie dynamicznie wchodzili do gry. Później pojawił się DelPo, ale generalnie od ponad dekady panuje moda na wieczne dojrzewanie.

Czy to, że kręcąc się koło 20-30 miejsca na świecie, robiąc 2-3 konkretne wyniki w roku, można trzepać konkretny hajs i żyć jak gwiazda, ma na to wpływ? Bo moim zdaniem większy zarobek za średnie wyniki, a ogromny za dobre, ale bez wygrywania WS, a nawet M1000, to jedna z głównych przyczyn tego co mamy. Czyli sytuacji jak w np w piłce, gdzie mamy świetnie zarabiający graczy, bez żadnych w zasadzie ambicji sportowych. Co dla takiego sportu jak tenis jest absolutnie zabójcze.

[DUN I LOVE]

WYmiana od 10:40 pokazuje, co się powinno na hard z tymi liftami robić. Bardzo dobry finał btw.

[COA]

Człowiek był młodszy, miał więcej czasu i przede wszystkim chęci do śledzenia, sami tenisiści dużo ciekawsi.

Otóż to, obejrzałem dosłownie kawałek tego filmiku i od razu na dzień dobry człowiek sobie przypomniał, że byli tacy fajni gracze trzeciego szeregu jak Dent czy Srichapan.

Akurat tego USO z wiadomych przyczyn jakoś bardzo gorąco nie wspominam, ale wiadomo, wtedy się oglądało. Ostatnio nawet się zastanowiłem nad tym - obudzony w nocy o północy wyrecytowałbym finały każdego WS z lat 03-10 (kobiet też), a takich zwycięzców męskich WS, o finalistach czy triumfatorkach u pań nie wspominając z lat 11-16 to bym musiał przysiąść i minutkę czy dwie pomyśleć, niekoniecznie z udanym rezultatem.

[DUN I LOVE]

Wtedy akurat byłem za Mullerem, grał koncert Luksemburczyk. Moim zdaniem lepszy był tamego dnia niż 12 lat później na Wimbledonie (ale to może moje wrażenie, wtedy oglądając w środku nocy grał dla mnie absolutny kosmos).



Co do ostatniej dekady, zlewają się ze sobą te edycje, bo bez rpzerwy przewijają się te 3-4 te same nazwiska i mnóstwo jest podobnych meczów (Djoković - Ferrer na AO czy Murray - Berdych w tym samym turnieju i inne tego typu konfiguracje). Kiedyś byo jasne, że jak mówisz o AO2003 to myślisz o tym, bo było jedyne i niepwotarzalne.



Na szczęście koniec z tym katowaniem milionerów, dzisiaj emocje zrobi superTB.

[Mario]

Otóż to, obejrzałem dosłownie kawałek tego filmiku i od razu na dzień dobry człowiek sobie przypomniał, że byli tacy fajni gracze trzeciego szeregu jak Dent czy Srichapan.

Akurat tego USO z wiadomych przyczyn jakoś bardzo gorąco nie wspominam, ale wiadomo, wtedy się oglądało. Ostatnio nawet się zastanowiłem nad tym - obudzony w nocy o północy wyrecytowałbym finały każdego WS z lat 03-10 (kobiet też), a takich zwycięzców męskich WS, o finalistach czy triumfatorkach u pań nie wspominając z lat 11-16 to bym musiał przysiąść i minutkę czy dwie pomyśleć, niekoniecznie z udanym rezultatem.

To jest w sumie ciekawa sprawa, bo też nie miałbym większych problemów z 03-10, a to w teorii powinno być trudniejsze ze względu na upływający czas.

Piszesz o trzecim szeregu, a ja nawet myślę o jeszcze dalszym planie. Wspominany już Scoville Jenkins, Kendrick, Frank Dancevic, Amer Delic, nawet jakiś Reynolds. Naprawdę spoko były te małe turnieje, gdzie w zasadzie od początku było co śledzić. Teraz dostajesz mecz Kecmanovic - Polansky i zastanawiasz się, czy lepiej to oglądać, czy jednak skoczyć z okna.

Setki razy już latało po forum, no ale po prostu musi po raz kolejny.



Frankie

[DUN I LOVE]

Dancevic mega, ostatnio ogląałem skrót Scoville'a Jenkinsa z Federerem na USO07 bodajże.

Odnośnie tych graczy z dalszego planu, tutaj jest kozak. Hicham Arazi, cudownie grał. Wtedy akurat mnie zdenerował, bo chciałęm runu Marka przed swoimi.

[robpal]

Śmieszna historia swego czasu była z Danceviciem -- nikt go od miesięcy nie widział, nic nie grał, a tu nagle się w drabince głównej RG pojawił i wychodzi na kort

[Kiefer]

Czy prime Agassi by walczył jak równy z rakami o Szlemy? Rzucam zapalnik, będę tuż po 23.

Stać go było na 5-setówkę z prime Fedem na USO 05 w wieku 35 lat, więc pewnie by walczył.

[Mario]

Teraz tak sprawdzam, Frank w życiu nawet w R32 Szlema nie był, byłem przekonany, że w tym Wimbledonie co wygrał z Nalbem jednak tam dotarł.

Dejw wrzucił jak Arazi zakończył marzenia Scuda, rok wcześniej Younes podobnie potraktował Hewitta. Fajni byli ci Marokańczycy, uwielbiałem ich oglądać, ale jednak to mogli sobie darować.

Tak sobie patrzę w drabinki starych turniejów teraz, no super ci gracze byli. Tak się zastanawiam, czy to faktycznie nie jest gadanie z serii "a kiedyś to trawa była bardziej zielona", ale mam wrażenie, że dziś nawet taki Benjamin Becker byłby jakąś wartością dodaną do touru, kiedy w swoim czasie raczej nie zwracało się na niego uwagi (wyłączając mecz z Agassim).

[Żilu]

Czy to, że kręcąc się koło 20-30 miejsca na świecie, robiąc 2-3 konkretne wyniki w roku, można trzepać konkretny hajs i żyć jak gwiazda, ma na to wpływ? Bo moim zdaniem większy zarobek za średnie wyniki, a ogromny za dobre, ale bez wygrywania WS, a nawet M1000, to jedna z głównych przyczyn tego co mamy. Czyli sytuacji jak w np w piłce, gdzie mamy świetnie zarabiający graczy, bez żadnych w zasadzie ambicji sportowych. Co dla takiego sportu jak tenis jest absolutnie zabójcze.

Może się powtarzam, ale moim zdaniem social media są jeszcze bardziej demoralizujące pod tym względem. Wydaje mi się, że od pewnego poziomu kasa nie ma już takiego znaczenia, natomiast bezpośrednia atencja ze strony fanów, a przede wszystkim fanek jest nieoceniona. I ja się nawet nie dziwię, że wielu sportowcom nie chcę się wypruwać żył, skoro przy umiarkowanym zaangażowaniu mogą osiągnąć ten słynny korporacyjny work-life balance.

[Mario]

Kiedyś chyba o tym pisałem, koleś jeden z drugim jest z grubsza tenisowym panem nikt, ale zagrał kiedyś decidera z Federerem w US Open, zrobił przypadkiem QF Szlema i dał kilka zaciętych spotkań z czołówką, po twitterach i instagramach latają jakieś jego hot shoty i gość uważa się za spełnionego. Może nie kluczowy, niemniej na pewno istotny czynnik takiej stagnacji wśród młodych.

[DUN I LOVE]

Teraz dostajesz mecz Kecmanovic - Polansky i zastanawiasz się, czy lepiej to oglądać, czy jednak skoczyć z okna.

Dla porównania. Wiemy jak mniej więcej dziś kształtują się turnieje ATP250. Poniżej drabinka imprezy podobnej rangi sprzed 19 lat.


ATP Los Angeles 2001 MD:

[1] Gustavo Kuerten (BRA) vs Mikael Llodra (FRA)
[Q] Robby Ginepri (USA) vs Sebastien Lareau (CAN)
Anthony Dupuis (FRA) vs Bob Bryan (USA)
Hyung-Taik Lee (KOR) vs [8] Tommy Haas (GER)

[3] Andre Agassi (USA) vs [WC] James Blake (USA)
Greg Rusedski (GBR) vs Paradorn Srichaphan (THA)
[WC] Alex Kim (USA) vs Paul Goldstein (USA)
[Q] Michael Joyce (USA) vs [5] Jan-Michael Gambill (USA)

[7] Magnus Norman (SWE) vs Cecil Mamit (USA)
[Q] Cristiano Caratti (ITA) vs Cyril Saulnier (FRA)
[Q] Noam Behr (ISR) vs Michael Chang (USA)
Chris Woodruff (USA) vs [4] Pete Sampras (USA)

[6] Carlos Moyá (ESP) vs [WC] Taylor Dent (USA)
Sjeng Schalken (NED) vs Max Mirnyj (BLR)
Justin Gimelstob (USA) vs Xavier Malisse (BEL)
Andy Roddick (USA) vs [2] Marat Safin (RUS)


Naprawdę, k**wa, z czym do ludzi dzisiaj?

[Mario]

[6] Carlos Moyá (ESP) vs [WC] Taylor Dent (USA)
Sjeng Schalken (NED) vs Max Mirnyj (BLR)
Justin Gimelstob (USA) vs Xavier Malisse (BEL)
Andy Roddick (USA) vs [2] Marat Safin (RUS)

ćwiartka "250"

Poza tym
Guga - Mika
Agassi - Blake
Rusedski - Srichaphan

A od biedy to i Haas z Lee oraz Dupois z Bryanem by wszedł.

Kosmos jakiś.