Mnie to mówisz?Kiefer pisze:Myślę, że narzekanie na poziom tenisa w roku 2010 czy 2011 z perspektywy czasu wydaje się niedorzeczne.
Piję do tego, że w 2010 finały Szlemów były raczej bezpłciowe (poza USO) i przewaga Nadala czy jeszcze Federera w AO była spora, a na RG i Wimbledonie wręcz przygniatająca. O skali dominacji tego pierwszego niech świadczy to, że chociaż drugi Federer wygrał AO, WTF, Mastersa w Cincinnati, a w trzech innych Mastersach był w finale, to do Rafy brakowało mu dużo. U Murray’a, zanim otrząsnął się po porażce w AO, była już trawa, ale i tak wypada mi ulokować go wyżej od Djokovicia, który uratował sezon tylko na USO i w Pucharze Davisa, bo Szkot wygrał tak jak wtedy zwykle od 2008 roku dwa Mastersy na hardzie. Poza pierwszą czwórką trudno znaleźć jakichś liczących się zawodników. Wspomniany Berdych wypalił w Miami, na RG i Wimbledonie i to by było na tyle, bo później ponosił sromotne klęski z niemal każdym, Soderling z kolei po raz kolejny doszedł do finału RG, by tam znów wyraźnie przegrać, starali się namieszać Ferrer, Cilić, Roddick i Verdasco, ale Hiszpanie nie mieli argumentów (Verdasco zaliczał już obniżkę formy po 2009), Roddicka nie dało się oglądać po Miami i zjadła go kontuzja, a z Cilicia uszło powietrze po pierwszym miesiącu sezonu, Dawidienko wyraźnie obniżył loty po fantastycznym początku sezonu w finale w Katarze, Tsonga zbyt chimeryczny, Del Potro wypadł z gry (a to był czas kiedy mówiło się, że może zostać przyszłym numerem jeden), z nowych twarzy nie pokazał się nikt - Gulbis błysnął w Rzymie i Madrycie i to wszystko. Sezony 2008, 2009, 2011, 2012, 2013 nie dość, że obfitowały w większą liczbę pamiętnych meczów, to zwyczajnie były ciekawsze jak 2011, kiedy ktoś w końcu złamał dominację Federera i Nadala, czy 2013, w którym też mieliśmy wielki powrót Nadala jak w 2010.Kiefer pisze:Nie zawsze grali nadzwyczajnie oczywiście, ale tamten Federer znużony i bez motywacji, Djokovic, który też był w jakimś fizycznym kryzysie,ale to jednak w dalszym ciągu był dużo wyższy poziom niż Dimitrov, Goffin czy Zverev, Nadal grał fenomenalnie przez cały rok, Fed wystrzelił w Melbourne i zdominował indoor.