Strona internetowa turnieju
Profil turnieju na oficjalnej stronie ATP
Miejsce rozgrywania turnieju: Nowy Jork, Stany Zjednoczone
Czas rozgrywania turnieju: 25.08.2014-07.09.2014
Drabinka: Singiel - 128 osób, Debel - 64 pary
Nawierzchnia: Hard
Pula nagród: ???
Zwycięzca singla 2013:
- Rafael Nadal (ESP)
Zwycięzcy debla 2013:
- Leander Paes / Radek Stepanek (IND/CZE)
Punktacja:
Zwycięzca - 2000 pkt.
Finalista - 1200 pkt.
Półfinalista - 720 pkt.
Ćwierćfinalista - 360 pkt.
Uczestnik 4. rundy - 180 pkt.
Uczestnik 3. rundy - 90 pkt.
Uczestnik 2. rundy - 45 pkt.
Uczestnik 1. rundy - 10 pkt.
Każdy z czterech największych turniejów tenisowych przywołuje na myśl inny zestaw skojarzeń. Australian Open – to egzotyka, wyczerpujące upały, atmosfera pikniku, entuzjastyczne kibicowanie, niepowtarzalny klimat początku sezonu i nadziei z nim związanych. Roland Garros – to czerwień, krew, pot i łzy, igrzyska, walka na wytrzymałość, nierzadko czysto fizyczna. Wimbledon – to klasyczne piękno, nieskazitelna zieleń trawy, tenis techniczno-taktyczne, szybka gra, publiczność o wysmakowanym tenisowym guście. Nie inaczej jest z US Open – turniej automatycznie przywołuje na myśl wiele obrazów. Głośni, czasem aż za głośni kibice, szukający w tenisie nie rozkoszy estetycznej, lecz emocjonalnie angażującej rozrywki, huk przelatujących z pobliskiego lotniska samolotów, atmosfera wielkiej masowej imprezy.
Taki klimat panował na US Open odkąd sięgnąć pamięcią. Wielkie gwiazdy, wielkie rywalizacje, wielkie mecze... US Open to jak każdy Wielki Szlem turniej ikon – tu jakby bardziej medialnych i komercyjnych. Klasyczni i eleganccy Laver i Edberg, kontrowersyjni Connors i McEnroe, introwertyczny Sampras, ekscentryczny Agassi, krnąbrny Safin, waleczny Hewitt, impulsywny Roddick, genialny Federer, nieustraszony del Potro i wreszcie ikony nowoczesnego tenisa – Nadal, Djokovic i Murray. Każdy z Wielkich Szlemów ma zwycięzców nieco mniej wyrazistych i zapamiętywalnych. Wydaje się, że na Flushing Meadows nie mogliby się oni zdarzyć.
Czy i w tym roku tradycja ta zostanie podtrzymana? Wydaje się, że tak, ponieważ w
przeciwieństwie np. do Australian Open czy Wimbledonu zawody te od dawna nie kojarzą się z niespodziankami i zaskoczeniami. Poza rokiem 2009, kiedy to będący we wspaniałej formie Juan Martin del Potro zaskoczył wszystkich niezłomną postawą i znakomitym zwycięstwem nad wciąż bardzo mocnym Federerem, wszystkie rozstrzygnięcia tego turnieju od około 10 lat to werdykty dość przewidywalne. Podobnie zapowiada się edycja tegoroczna. W obliczu absencji broniącego tytułu kontuzjowanego Nadala nieprzypadkowo większość znawców i fanów typuje jako głównych kandydatów do tryumfu dwóch zawodników, doskonale znanych publiczności amerykańskiej i nie tylko: Djokovicia i Federera. Ten pierwszy ma dziwny sezon – z jednej strony znakomite wyniki (3 wygrane Mastersy i 7. Szlem w karierze), z drugiej rezultaty bardzo rozczarowujące (słabiutkie występy w letnich Mastersach). Z jednej strony brak słabych występów w turniejach WS od 2010 roku, z drugiej poważne zmiany w życiu prywatnym (jakiś czas temu został mężem, potem – ojcem). Federer zaś, choć 33-letni już, rozgrywa znów bardzo dobry, równy sezon, choć nie błyszczy rzecz jasna formą i pewnością gry jak w najlepszych latach. 3 finały i 1 tytuł z serii Masters, do tego 2 mniejsze trofea, set od zwycięstwa na Wimbledonie... Jak na taki wiek i staż na tourze wyniki doprawdy bardzo solidne i automatycznie stawiające go w gronie głównych faworytów do tytułu na US Open.
Czy mimo wszystko na jakiekolwiek niespodzianki jest jeszcze szansa? Główna niewiadoma to Stan Wawrinka – niby grający ostatnio dość słabo, niby od Monte Carlo nieustannie szukający formy, a jednak wciąż groźny. Wawrinki za czasów Normana lekceważyć nie należy – to tykająca bomba, zdolna zarówno wypalić w każdej, najmniej oczekiwanej chwili, jak i okazać się kompletnym niewypałem i nie eksplodować już nigdy. Poza tym Raonic i Dimitrow – wciąż w miarę młodzi i osiągający coraz lepsze i stabilniejsze wyniki, znajdujący się pod fachową, godną zaufania opieką trenerską. Ale i też tenisiści, choć zdeterminowani i waleczni, to pozbawieni wielkiego błysku, gotowi raczej czekać na szansę podarowaną od wielkich mistrzów, niż sami po nią sięgnąć. Do tego zupełnie bezbarwny w tym roku Murray, znów zagubiony i niepewny, choć oczywiście zawsze mogący zaskoczyć Tsonga oraz stałe, solidne tło dla ścisłej czołówki – Ferrer, Berdych tudzież jeden z symboli upadku amerykańskiego tenisa – najwyżej sklasyfikowany wśród zawodników gospodarzy Isner.
Nie ma wątpliwości – jesteśmy świadkami okresu przejściowego w dziejach ATP. Wielkie gwiazdy nie świecą jak dawniej, wciąż zdobywają najważniejsze tytuły, choć trochę z urzędu, „młodzi gniewni” wciąż niewystarczająco gniewni i wciąż nie do końca ukształtowani jako tenisiści. Na naprawdę fascynujące rozgrywki przyjdzie nam chyba poczekać do czasów dzisiejszych, interesujących nastolatków – Kozlova czy Rubliowa. Pozostaje mieć nadzieję, iż monotonny krajobraz, jakim wydaje się być US Open 2014 tuż przed swoim startem „zaburzy” nieco jakiś nieoczekiwanie udany występ kogoś, po kim się go nie spodziewamy – jak choćby ten Kyrgiosa sprzed paru miesięcy, kiedy to na kortach Wimbledonu młody Australijczyk w świetnym stylu pokonał samego Rafę Nadala.
- Wątek poświęcony temu eventowi przed rokiem: klik!