Największy niewypał - facet nieźle gra, jest młody, albo właśnie przezwyciężył poważny kryzys, tak czy inaczej można zaobserwować u niego tendencję zwyżkową. Robimy sobie nadzieje, określamy cele, niecierpliwie czekamy na kolejny sezon, i? I nic, jedno wielkie nieporozumienie, w najlepszym wypadku ustabilizowanie formy na niezadowalającym nas poziomie. Oto oni:
1. Jack Sock (USA) - wygrana w Houston, świetne RG, w międzyczasie walka z naprawdę dobrymi przeciwnikami, dodatkowo kapitalna jesień, gdzie w meczu z Gasquetem w Sztokholmie wyglądał jak kosmita. Mija 12 miesięcy i Jack stoi w miejscu, znów kilka razy błysnął, jednak irytował znacznie częściej, a moment, w którym powinien nastąpić decydujący przełom, prawdopodobnie jest już za nim.
2. Benoit Paire (FRA) - Można stać w miejscu, ale można też zrobić 258 kroków w tyl, Benoit jest tego najlepszym przykładem. Przed rokiem odbił się od dna, w tym z powrotem tam wrócił. Grał wszędzie gdzie się dało, przegrywał z kim popadnie, a sezon spuentował wtopą w challengerze. Właściwie tylko między Monte Carlo, a Rzymem przypominał poważnego grajka.
3. Hyeon Chung (KOR) - W międzyczasie miał jakąś kontuzję, więc można szukać usprawiedliwień, aczkolwiek zderzenie ze ścianą zaliczył imponujące. W azjatyckich CH był niemal królem (trzeba pamiętać o istnieniu Lu), w ATP za sukces mógł uznawać pojedyncze zwycięstwa, co ciekawe pod koniec roku znów wrócił do siebie i znów odnosił sukcesy. Nadzieja wciąż jest, ale chyba niewielu w grudniu 2015 umieściłoby go na 104 miejscu za 12 miesięcy.
4. Borna Coric (CRO) - Z praktycznie największego talentu swojej generacji i człowieka wręcz skazanego na sukces spadł do poziomu "może kiedyś będzie w top 10". Podręcznikowy przykład braku rozwoju i większych argumentów. To wciąż młody chłopak, więc podobnie jak z Chungiem, może jeszcze odpalić, niemniej zawiódł dość solidnie (szczególnie po obiecującym Chennai, w którym wyglądał na gotowego do pójścia w górę).
5. Kei Nishikori (JPN) - spodziewałem się naprawdę wielkich rzeczy, a tymczasem z lekkim zażenowaniem oglądam jego pojedynki z najlepszymi. Ten paraliżujący strach w oczach mnie wręcz osłabia.
Najbardziej nieudany powrót (aka idź do domu, zajmij się żoną/dziećmi, człowieku) - fajnie jest wrócić, kończyć na własnych warunkach, spróbować jeszcze raz, ale przychodzi taki moment, w którym trzeba zrozumieć, że to się nie uda. Trudno, miałem pecha, czas do domu, szkoda robić z siebie błazna. Zapraszam kandydatów na scenę:
1. Janko Tipsarevic (SRB) - wracał, szukał formy, znowu coś zabolało. Nawet w tym Shenzen kończył z urazem. Trochę dobrego tenisa jeszcze w nim siedzi, ale kontuzje nie pozwalają na normalne kontynuowanie kariery.
2. Jurgen Melzer (AUT) - w tym roku usłyszałem o Austriaku 3 razy, najpierw gdy Thiem postanowił oddać przysługę sprzed lat w Kitzbuhel, później gdy cudem uniknął podwójnego bajgla w Mons i na koniec, gdy klepnął zwłoki Aguta u siebie. Nie dziwne, że tak mało słyszałem, skoro facet rozegrał łącznie 23 mecze i kończy rok w czwartej setce. Jurgen, szkoda czasu.
3. Dmitrij Tursunow (RUS) - ostatnie lata przypominają sztuczne utrzymywanie przy życiu pacjenta w szpitalu. Tak jak przychodzi moment na odłączenie aparatury, tak przychodzi chwila, w której trzeba dać sobie spokój. 14 meczów w tym roku, ostatni w Kanadzie.
4. Tommy Haas (GER) - chyba próbuje cały czas wrócić. Jeżeli mówimy o przeciągniętych karierach to ta definitywnie powinna była się skończyć po sezonie 2015.
Temu panu już dziękujemy, nagroda im. Paula Pierce'a - wyjaśniając na wstępie, Paul Pierce to taki koszykarz, który zakończy karierę co najmniej 2 lata za późno. Różnica w porównaniu do poprzedniej nagrody jest taka, że nie bierzemy pod uwagę zawodników wracających po kontuzji, tylko ci, którzy grają sami nie wiedząc dlaczego, upadając z miesiąca na miesiąc coraz bardziej. Czas na nominacje:
1. Alejandro Falla (COL) - nigdy wielkim mistrzem nie był, ale zbieranie klapsów od zawodników pokroju Arevalo, Zampieriego, czy Polansky'ego to poważny sygnał do głębszych przemyśleń. 33 lata na karku też nie są bez znaczenia.
2. Albert Montanes (ESP) - Monty drugi rok z rzędu (a właściwie trzeci) jest tenisistą z poziomu CH, który walczy na śmierć i życie z Andre Ghemami tego świata. Ma 36 lat na karku i całe 190 tys. (bez odliczenia kosztów podróży, wypłat dla trenerów itp.) zarobionych w tym roku, z jego marką mógłby podobną kasę przy koszyku wykręcić.
3. Filippo Volandri (ITA) - był ten występ w Rzymie, i ten mecz z Ferrerem, ale nawet w swoim królestwie (włoskie CH) jest już coraz słabszy. Wprawdzie popatrzeć na Pipo wciąż warto, ale prędkości jakie nadaje piłce to momentami poziom WTA, chyba już czas...
4. Michaił Jużny (RUS) - sztucznie nabity ranking azjatyckim hattrickiem w challengerowej Azji z początku roku, kuriozalny mecz z Raonicem oraz odbijanie się od ściany w starciu z każdym, ciut poważniejszym przeciwnikiem. To wszystko godne zapamiętania z 2016. Czy tak powinien kończyć zawodnik jego pokroju? Nie sądzę.
5. Paul-Henri Mathieu (FRA) - prawie 35 lat, ranking 73 podobnie jak w lutym tego roku, W-L 18-19 - chyba nie ma sensu...
Najgorszy zawodnik sezonu - myślę, że nie ma specjalnie co wyjaśniać. Rzecz jasna jest to określenie mocno umowne, bo wybieramy z grona ludzi grających przez większość sezonu w turniejach ATP. Oto nieudacznicy, z których przyjdzie wybierać:
1. Denis Istomin (UZB) - 9-21 w ATP, z piękną serią siedmiu porażek z rzędu na początku sezonu, w challengerach też szału nie było, gdyby nie finał w Astanie na koniec (w której nie grał nikt) byłby w okoliach 0, jeśli chodzi o bilans zwycięstw.
2. Vasek Pospisil (CAN) - 10-23 w głównym cyklu (z kwalami 15-26) i spektakularny zjazd z 39 na 133 miejsce w rankingu. W międzyczasie seria sześciu porażek z rzędu.
3. Jewgienij Donskoj (RUS) - 7-20 w ATP, od Melbourne do Nottingham cały jeden wygrany mecz. Od Cincy do końca roku nie było wiele lepiej, ranking uratowały CH na wschodzie.
4. Marco Cecchinato (ITA) - 3-10 w ATP, od sierpnia nawet w CH nie wyszedł na plus, dodajmy do tego aferę bukmacherską. Gdyby pracował w korporacji, pewnie zostałby zwolniony.
5. Guillermo Garcia-Lopez (ESP) - katastrofa jakaś, od Hamburga statysta pełną gębą, rok skończył 6 kolejnymi porażkami, wygrywając tylko 3 z ostatnich 14 meczów tego roku.
6. Jeremy Chardy (FRA) - analogiczny przypadek, upadł tak nisko, że po Us Open grał tylko challki. Od RG w ATP bilans 3-8.
Unsportsmanship award czyli burak roku* - tytuł niezbyt wyszukany, ale panowie walczący o tę prestiżową nagrodę nie wykazują się zbyt wielką klasą, dlatego nie powinny poczuć się urażeni. ATP ma kategorię sportsmanship award, nasz swojski burak, to zupełne przeciwieństwo cech, którymi powinien charakteryzować się zwycięzca tej kategorii. Kłoci się, przeklina, rzuca rakietami, prowokuje nieprzyjemne sytuacje. Tutaj bez opisów, zamiast nich materiały wideo odnośnie najbardziej spektakularnych akcji. Nie będę trzymał was w niepewności:
1. Nick Kyrgios (AUS)
2. Bernard Tomic (AUS)
3. Benoit Paire (FRA) -
4. Alexander Zverev (GER)
Największa kompromitacja - sezon jest długi, turniejów mnóstwo, siłą rzeczy trafiają się lepsze i gorsze momenty, dlatego należy okazać zrozumienie w niektórych przypadkach. Są jednak artyści, którzy przekraczają granice i muszą zostać docenieni:
1. Diego Schwartzman odjeżdżający na rowerze - można mieć gorszy dzień, każdemu się zdarza, ale podwójny bajgiel (!), na cegle (!!), z Marcosem Baghdatisem (!!!)? Porównywalne do złamania nogi przy potknięciu na równiutkim chodniku.
2. Damir Dzumhur przegrywający mecz z Karlovicem w hali mimo przewagi podwójnego przełamania w decydującym secie - liczbę przełamań w wykonaniu Chorwata w halowym warunkach na przestrzeni całego sezonu można pewnie policzyć na palcach obu rąk, Damir zrobił w najlepszym (dla niego) wypadku 20% z tego w kilkanaście minut. Szacunek.
3. Ricardas Berankis przegrywający z Marcusem Wiliisem w pierwszej rundzie Wimbledonu - Brytyjczyk od kilku miesięcy nie grał zawodowo w tenisa, myślał o pracy trenera na Florydzie, do kwali załapał się przez przypadek, przeszedł je i odpalił całkiem rozpoznawalnego tenisistę. Piękna historia, zawsze fajnie się patrzy na ludzi znikąd robiących coś historycznego, zawsze takim ludziom towarzyszy też głąb, którego ośmieszają. Tym głąbem był tym razem Ricardas.
4. Novak Djokovic tracący 8000 pkt przewagi w 4 miesiące - wprawdzie w porównaniu do kontrkandydatów Serb aż tak się nie zbłaźnił, ale stracić taką przewagę w czasie, w którym ciężko jest stracić 15 kg, zasługuje na szansę walki o tę prestiżową nagrodę.
5. Tomas Berdych ostatecznie przekracza granicę dobrego smaku i odjeżdża na rowerze z Rzymu. W starciu z Davidem Goffinem - szkoda strzępić ryja.
* niestety nie znalazłem w sieci odpowiednich materiałów odnośnie Murraya (symulowanie kontuzji, prowokowanie, komentowanie zagrań) i Rubliowa (zachowania wskazujące na poważne zaburzenia psychiczne), dlatego wspaniałomyślnie wykreśliłem ich kandydatury.
** kandydatury Nishikoriego, Garcii Lopeza i Haasa autorstwa Love'a.
Jeśli ktoś chce dodać kandydatów ma czas do końca tygodnia.
Zapraszam do głosowania. Każda kategoria - 1 głos, uzasadnienie mile widziane, ale niekonieczne.