Mario pisze:Fognini gra przez cały turniej na maksa, za każdym razem wracając po przegranym secie. Paire niby opowiadał jakieś głupoty i nie potrafił się dostosować, ale tak walczącego jak w meczu z Fogiem to ja go dawno nie widziałem. Millman pisze na twitterze, że występ na IO i reprezentowanie Australii, to największy zaszczyt jakiego mógł dostąpić w karierze. Djokovic płacze (2 raz w karierze?) po porażce, Delpo płacze po prawie każdym zwycięstwie. Nadal robi co może na dwóch frontach, a pewnie gdyby nie deszcz, to i w mikście dałby z siebie wszystko. Tak wymuszonego uśmiechu przy pożegnaniu i takiego smutku po porażce u Monfilsa praktycznie się nie widuje, podobnie skupienia i niesamowitego zaangażowania jakie zaprezentował w dwóch ostatnich spotkaniach. Mahut mimo, że wygrał 3 nieprawdopodobnie prestiżowe mastersy i Szlema w tym roku, wyglądał jak najbardziej nieszczęśliwy człowiek świata po porażkach w deblu i mikście. To tak z głowy tylko, pewnie znajdzie się jeszcze więcej przykładów, ale dwóch typków napisze, że IO nikogo nie obchodzą, bo ich nie obchodzą, i tak ma być.
Owszem, Igrzyska były mało atrakcyjną ciekawostką w Sydney, Atenach, gdzie o medale walczyli Massu z Fishem, Dentem i Gonzalezem (super atrakcyjny zestaw, ale w 75% bardzo daleki od poważnego tenisa), wcześniej pewnie też, ale tego nie pamiętam. Niemniej od Pekinu, za sprawą ATP (i WTA), które rzuciło duże punkty na szalę oraz czołowych zawodników (dla całego fab4 to bardzo ważny występ, a przecież mówimy o ludziach będących twarzami rozgrywek) stały się imprezą bardzo ważną. Niby teraz od punktów odstąpiono, ale postawa tenisistów się nie zmieniła. Zresztą, które z 3 turniejów podczas tego lata (Kanady, Rio, Cincy) ucierpiało na obsadzie? W Toronto nie było Fedala i Murraya, W Cincinnati nie ma Djokovica i gdyby nie kwestie regulaminowe, nie byłoby też Rafała i Szkota, na Igrzyskach nie było Berdycha, Raona i Wawrinki (Feda nie liczę, bo gdyby był zdrowy, przyjechałby i wystąpił w trzech konkurencjach). Trzeba dodawać coś jeszcze?
Co do kwestii ważności, z mastersami nie ma w ogóle co porównywać, Del Fed dobrze napisał - na wygranie IO masz jedną okazję, w czasie gdy na wygranie "1000" całe 36. Postawa czołówki, która właśnie odpuściła dwa tego typu turnieje też mówi sama za siebie. Z WTF niby można porównywać, ale podejrzewam, że gdyby zrobiono ankietę pt. "co wolisz wygrać?", ~70% wskazałoby na złoty medal, a sam będąc tenisistą nie miałbym żadnych wątpliwości. Reprezentowanie kraju, możliwość poczucia na własnej skórze atmosfery największego sportowego święta, przeżycie ceremonii otwarcia, zdobycie medalu. Ktoś powie, że w tenisie to wszystko ma dużo mniejsze znaczenie, a turniej olimpijski to sztuczny twór. Wciąż jednak mówimy o ludziach, takich samych jak lekkoatleci, pływacy itd., wśród których te wartości (jak się okazuje) mają ogromne znaczenie. A co do sztucznych tworów, czym jest WTF? Nie czasem turniejem, wymyślonym po to, żeby zachęcić ludzi do regularnych startów i jakiegokolwiek zaangażowania po US Open? Można też mówić o podsumowaniu sezonu, ale lista zwycięzców wielkoszlemowych w danym roku i ranking też mogłyby takowym podsumowaniem zostać.
Dlatego dla mnie IO >WTF. A człowiek wyjeżdżający z mastersami, nie może być poważny...
Rzadko się zgadzamy, ale za ten tekst dostajesz ode mnie 10/10.