sheva pisze:Pitny pisze:Brawo Agnieszka kiedyś wygrasz Wimbledon.
Nie ma to jak dobry dowcip.
Wielu moich znajomych przed meczem pytało się mnie jaki obstawiam wynik. Odpowiadałem, że typuję 2 łatwe sety dla Sereny w stylu 6-2, 6-2.
Po finale otrzymałem wiele sms'ów i telefonów, a większość z nich zaczynało się zdaniem "I co wielki znawco? Aga prawie wygrała".
I właśnie to zdanie te słowa "prawie wygrała" śmieszyły mnie najbardziej. Bo to nie Radwańska "prawie wygrała" tylko Serena "prawie przegrała".
[...]
Taka jest prawda, a jak czytam komentarze o wspaniałej, genialnej, itp grze Polki to, aż się we mnie gotuję, to jak wyglądał ten mecz to od początku do końca zależała od Sereny.
[...]
Zgadzam się z Tobą z jednym, małym wyjątkiem ... dla mnie ta "apokalipsa", czy też jak ja to określam upadek, WTA już nastąpiła.
Wygranie przez Marię Szarapową turnieju im. Rolanda Garrosa jest dla mnie tylko jednym z przykładów, że nastały czasy takiej "tenisowej degrengolady". Rosjanka jak i jej trener oczywiście zasługują na olbrzymie gratulacje - powrót po kontuzji, wyjście ze swoistej "niemocy serwisowej", ujmijmy to "lepsza regularność", wprowadzenie do repertuaru większej cierpliwości i poszanowania piłki... dzięki temu wszystkiemu wygrana na "czerwonej ziemi" była możliwa. Jednakże to co prezentuje Maria Szarapowa, tenisowo oczywiście, jest zaprzeczeniem tego czym jest gra na clayu. Cierpliwość, kondycja, wytrzymałość oraz ta już wszechobecna rotacja awansująca... to są atrybuty powiązane z grą na kortach ziemnych. Szarapowa natomiast to gra serve & drive, jak wiemy wolej to prawdziwy kwiat paproci u Maszy, która może się nadaje na Wimbledon czy US Open ale nie na korty Paryża.
Finał Agnieszki Radwańskiej, mimo iż cieszy Polskich Kibiców, też najlepiej o poziomie WTA nie świadczy. Przede wszystkim powinniśmy zacząć od tego iż Radwańska na tle obecnej tenisowej czołówki prezentuje się dobrze pod kątem wyszkolenia technicznego i nikt jej tego nie odbierze. Niemniej jednak jej największe sukcesy wiążą się nie z tą techniczną stroną jej gry, a ze znaczącą poprawą wydolności i wytrzymałości, nieco w mniejszym stopniu pracy nóg ale ten element również został poprawiony.
Wygrane reprezentantki Polski są w zasadzie bliźniaczo podobne (co do zasady) do tych odnoszonych przez takie zawodniczki jak Jelena Jankovic czy Caroline Wozniacki. Z jedną zasadniczą różnicą, Radwańska lepiej operuje rotacjami i częściej posyła martwe krótkie piłki niż czyniły to wcześniej wymienione zawodniczki. Wozniacki odgrywa głównie topspinem z którym zaznajomione przeciwniczki nie mają problemu, a Jankovic jednak trochę tej mocy w swoich zagraniach miała...
I teraz kolejny gwóźdź do trumny WTA - Jak to jest, że CZOŁÓWKA ŚWIATOWA ma problem z zagraniem smecza? Ileż to spotkań wyglądało tak, że Radwańska posyła 2-3 tzw. windy i jej przeciwniczki nie są w stanie trafić w kort? Przegrana Agnieszki z Kuźniecową na mączce nie była przypadkiem. Rosjanka jest chimeryczna ale w swoich najlepszych latach była dobrą deblistką, a jej wyszkolenie techniczne jest na bardzo dobrym poziomie stąd nie miała problemów z tymi "podbiciami".
Trzeba oczywiście pochwalić Polkę, że po raz pierwszy w historii wykorzystała korzystną dla siebie drabinkę. Maria Kirilenko na etapie ćwierćfinału to niemalże marzenie. Z kolei Kerber dla mnie po raz kolejny pokazała jak kruchą ma konstrukcję psychiczną. "Troskliwy miś"* niewątpliwie zatroszczył się zarówno o wynik Agnieszki w pófinale Wimbledonu jak i o Tamirę Paszek w finale Eastbourne.
W finale na londyńskiej trawie chyba nikt nie spodziewał się tego co zobaczyliśmy. Po bardzo dobrym półfinale w wykonaniu Amerykanki w walce, raczej ze samą sobą, zobaczyliśmy niesamowitą niemoc Sereny. Bo jak inaczej nazwać dyspozycję w której ta zawodniczka ma problem z trafieniem pierwszego podania? Zawodniczkę, która z niewiadomych przyczyn boi się uderzyć i gra w większej części spotkania na przerzut? Być może młodsza z amerykańskich sióstr bała się kontry, co by nie mówić Radwańska opanowała blokowanie dźwigni i mając do dyspozycji siłę przeciwniczki może być groźna. Tutaj od razu nasuwa się przykład Andy'ego Roddicka. Serwis szybki, mocny, dynamiczny ale jeśli prawidłowo odczytywany okazuje się być bronią obusieczną - podstawienie rakiety i dobry blok często kończy się wygrywającym returnem. To m.in. dlatego Roger Federer tak dobrze radził sobie z Andy'm...
Wracając jednak do tego feralnego finału Pań. To Amerykanka decydowała od początku do końca o jego przebiegu. I co tu dużo mówić, mimo iż grała na swoje 50% procent to i tak Radwańska nie miała tak do końca czym ją ugryźć. Punkty to błędy Williams, często z pozycji pewnych... Williams właściwie wpadła w swój rytm w czwartym gemie trzeciego seta, kiedy to w końcu zaczął funkcjonować jej serwis.
W kwestii odbioru spotkania.
Radwańska nie zagrała źle ale nakręcanie spirali zachwytów jest lekko niepoważne.
Trzeba zrozumieć oficjeli i przedstawicieli prasy. Negatywna wypowiedź, o teraz już bez wątpienia, najlepszej polskiej zawodniczce (wychodzę z założenia, że tytuły decydują, a nie styl i sposób gry) byłoby dla nich pewnym zagrożeniem. Tutaj wychodzi również problem tej chorobliwej poprawności politycznej.
Komentarz Pana Zientarskiego iż Amerykanka mogłaby odnosić sukcesy na tourze ATP była niesmaczna i wynikała z pewnej nieświadomości tego specjalizującego się w motoryzacji dziennikarza. Otóż Serena grała z zawodnikiem, i to wcale nie z czołówki, ATP i nie dała rady. Co więcej sparingpartnerami zawodniczek są co tu dużo mówić byli zawodnicy, którzy sukcesów delikatnie mówiąc nie odnosili.
Panna Williams wykazała się mimo wszystko pewną nonszalancją grając jeszcze w deblu. Mogło się to dla niej źle skończyć. Tym razem się udało ale niewiele brakowało. Gdyby tak Amerykanka zagrała z Wiktorią Azarenką to nie wiem czy ugrałaby więcej niż 3 gemy...
Ale podsumowanie tego wszystkiego jest jedno. Na koniec kariery, sezonu, dnia liczy się tylko wynik, a okoliczności jeśli nie są to ekstrema w postaci kontuzji, których efektem są walkowery nie mają znaczenia. Radwańska zapisuje w na swoim koncie finał turnieju Wielkiego Szlema. Nikt jej tego nie odbierze. Tak jak nikt nie odbierze Agassiemu czy Federerowi tytułu French Open, tak jak nikt nie odbierze tytułu US Open Nadalowi... Wynik jest wynikiem i to on zostaje zapisany przy danym nazwisku.
*
- Fonetycznie "ker-ber" to w angielskim zapisie "care bear" co w języku polskim zostało przetłumaczone na "troskliwy miś". "Troskliwe Misie" ( oryg. tytuł The Care Bears) to amerykańsko-kanadyjsko-francuski serial animowany produkowany w latach 1985-1988. Biorąc pod uwagę postawę Niemki w wymienianych przeze mnie spotkaniach to przezwisko zdaje się być wyjątkowo adekwatne.