Lucas pisze:
Sharapova grała słabo w drugiej części, ale na Rolandzie swoje zrobiła. Podziwiam to jak Rosjanka dostosowała się do clayu, ale brakuje mi zawodniczki, która była by takim Nadalem (albo choć Ferrerem) mączki. Kobiecy tron w Paryżu chyba parzy, bo mnóstwo zawodniczek wygrywało tę imprezę w ostaniach latach.
Tylko Masha obroniła koronę, co może nam coś powiedzieć o tym co się dzieje na mączce w WTA . Nie zdziwiłbym się, gdyby Sharapova świętowała w 2015 swój 3-ci tytuł (razem z obchodzącym decimę królem Rafą
), chyba tylko Halep może jej zagrozić.
Jest jak jest i jest tak od lat. Nie jest tak, że nie było kandydatek do bardzo dobrych, a może nawet wielkich wyników na tej nawierzchni. Były, a może i wciąż są, choć faktycznie nie ma ich wielu od lat. Suarez Navarro, Vinci - zawodniczki z potencjałem, ale czy szlemowym? Może, ale to raczej przy mocno korzystnym układzie drabinki i jednorazowo. Errani tym bardziej. Schiavone miała wielkie możliwości, ale za późno wypłynęła. Pennetta? Tak, ma grę na mączkę i tu krył się potencjał na wielkie wyniki. Ale ta kwestia to już niestety czas przeszły. Sam Stosur, jasne, że powinna była wygrać RG, ale ona gra w osobnej lidze, w której słowo "powinna" nie ma prawa istnieć...
Teraz jest Halep. Ma grę, by zatryumfować na RG, może nawet więcej niż raz i dwa, zwłaszcza w erze, w której prawie wszystkie groźne rywalki to typowe specjalistki od kortów twardych. Tego finału RG nikt już jej nie odbierze, choć pamiętajmy, że finał RG ma na koncie również Errani...
Teraz ja rozliczę moje faworytki z wyczynów tegorocznych. Ograniczę się tylko do top 100 - i tak jest ich trochę... Jeśli mam jakichś psychofanów, którzy cenią sobie moje bardziej analityczne wpisy to lojalnie uprzedzam: tym razem będzie impresyjnie i "po kibicowsku". Nie czytajcie, bo się zawiedziecie.
Switolina - osobno, jako nr 1 w aktualnym rankingu ulubienic. Sezon bardzo udany. Oczywiście, mógłbym ponarzekać, że ten pierwszy set ze Stosur w Osace przegrała w dużej mierze na własne życzenie i że gdyby go wygrała, to kto wie...
No i że Szlemy trochę martwią - zwłaszcza marny występ na USO, bo na pozostałych miała dość trudne rywalki, a Wimbledon wybaczam, bo trawa to nie za bardzo "jej" nawierzchnia. Ale słowo się rzekło. Nie narzekam więcej - sezon bardzo udany i mogę sobie tylko życzyć, by rozwijała się dalej w tym tempie.
-----------------------------------
Szarapowa - na Marię z różnych powodów patrzę od dłuższego czasu z "umiarkowaną życzliwością". Mimo to, miło ją było oglądać w dobrej formie na mączce. I fajne sukienki w tym roku miała na różnych pozakortowych imprezkach, to też na plus.
Kvitova - cudny Wimbledon i parę innych dobrych występów. Na nią w takiej formie zawsze patrzy się wspaniale. Wielkich oczekiwań nie miałem, więc mogę się tylko cieszyć.
Makarowa - miała bardzo fajną jedną sesję zdjęciową i wygrała turniej (+półfinał USO). Tylko faworytek za mało straszyła jak na siebie. Poza tym nie mogę mieć pretensji.
Pennetta - za IW i za występy z Martiną wielki "+". Nie zmienia to faktu, że miejsce w gronie nigdy niespełnionych talentów ma już prawie na pewno. Szkoda, bo to wdzięczne grono, ale już pęka w szwach...
Cornet - jej pewnie jest dobrze, że się okopała na w miarę pewnej pozycji w rankingu i że ma szanse zostać władczynią kurników. Mnie niespecjalnie dobrze, wiedząc, jak potężny jest jej realny potencjał i że jej tenisa po prostu nie da się żadnym innym zastąpić. Tak więc, mimo kilku bardzo dobrych turniejów, zachwytów tu nie będzie. No może oprócz tego, że miałem okazję ją zobaczyć na żywo - i nie żałuję.
Stosur - Królowa Osaki. To chyba mówi wszystko. Przypadek nieuleczalny, co zaakceptowałem już dawno temu i się nie złoszczę.
Lisicki - po wyskoku w zeszłorocznym Wimbledonie powrót do normalności. Częściej chyba widuję ją w reklamach niż na korcie...
Barthel - gra sobie, krzywdy nikomu nie robi i przykładnie marnuje swoje możliwości. Czyli zachowuje się, jak na moją ulubienicę przystało.
Flipkens - jak wyżej.
Niculescu - ma taki a nie inny tenis, który raczej do wygrywania Szlemów się nie nadaje. I ja od niej tego ni wymagam. W kurnikach jest groźna, mogę ją więc od czasu do czasu obejrzeć. I dobrze. Żal mam jedynie za kilka meczów, których przegrać nie powinna (Cabeza Candela w Hobart, Morita w Monterrey np.). No i te Katowice... Może za rok.
Rybarikova - denerwuję się na Magdę co najmniej równie często, co ona na siebie na korcie. Niełatwo jej kibicować - ludziom o słabych nerwach zdecydowanie odradzam. Sezon poza New Haven i holenderskim trawnikiem do zapomnienia. No i plus za Katowice, ale wyłącznie za to, że mogłem ją zobaczyć z bliska - o formie, w jakiej ją zobaczyłem wolę nie pamiętać.
Wiesnina - sesja w Playboyu rozczarowująca, podobnie jak postawa Jeleny w tym sezonie WTA Tour.
Szwiedowa - wciąż ma najpiękniejszy uśmiech w WTA. Jej tegoroczne osiągnięcia tenisowe miłosiernie przemilczę.
Erakovic - kompletna stagnacja.
Voegele - a po zeszłym roku zacząłem mieć jakieś naiwne nadzieje...
Hercog - znów stagnacja, tylko że na jeszcze niższym poziomie.
--------------------------
Hingis - zupełnie osobna kategoria. Robi to, co robić powinna. Uczy rywalki tenisa (no, może oprócz serwisu). I robi to w swoim stylu - czyli w pięknym stylu. Ogląda mi się to rozkosznie. Szkoda tylko, że tak rzadko mam do tego okazję...
Mam nadzieję, że o nikim nie zapomniałem. Jakie z tego wszystkiego płyną wnioski? Pewnie przede wszystkim takie, że czasem lepiej jest być kibicem sukcesu...