Robertinho pisze:Kiedyś kochałem ten sport, więc słówko. Podziwiam wytrwałość Jacka w niesieniu kaganka oświaty, ale próżny to trud. Ludzie kochają bajki i chcą w nie wierzyć. Dziś konkretnie wnerwił mnie Probosz, krytykujący krytyków Froome'a. Ja naprawdę rozumiem, że on kocha kolarstwo, żyje nim i z niego, ale trzeba się szanować. A to było obrzydliwe widowisko.
Otóż to. Obecne pokolenie wmawia wszystkim, że "era Armstronga" była ciemnymi czasami kolarstwa, itd. itd. i że doping obecnie nie istnieje. Istnieje i Ty o tym wiesz i rozumiesz, często zresztą o tym piszesz. Także i w tej wypowiedzi (nie cytowałem całości). Ja wiem, że moje teksty na temat, że każdy jest na dopingu, itp. wielu bierze jako żart, ale zwykłem się tym nie przejmować. Więc spokojnie, ten trud o którym piszesz nie spędza mi snu z powiek
Robertinho pisze:Aha, jeśli ktoś żałuję Yatesa, to przypominam, że to też jest "astmatyk", też już złapany niezgłosznym "terapeutycznym" użyciu leków. I nie mam w zasadzie żadnych wątpliwości, że ten jego kryzys, to jakiś problem z koksem. 10 lat temu, byłbym pewien, że to transfuzja źle przechowywanej krwi(każdy chyba pamięta kryzys Basso na Giro 2005, kto czytał książkę Hamiltona, domyśla się, co się wtedy stało), co to było w tym przypadku nie wiem, ale taka zapaść, to 99,9% schrzanienie czegoś z dopingiem.
Astma jest bardzo łatwa to wytłumaczenia. Dostajesz potwierdzenie, że masz astmę i voila! Możesz brać salbutamol czy symbicort.
Co do kryzysu Basso to się zgodzę, ale ja podam dwa inne przykłady:
1. To akurat wzięte z książki Michaela Rasmussena "Żółta gorączka". Opisywał on tam m.in. skutki stosowania kortyzonu. Jeden z jego kolegów z ekipy tak się nafaszerował, że spuchnął okropnie na twarzy do tego stopnia, że trzeba było go kryć przed właściwie całym światem. Duńczyk wymienił tą osobę, ale ja dziś tego nie pamiętam. Wiem tyle, że o Menchova tu nie chodziło.
2. Znany wielu przypadek Riccardo Ricco. Koleś prawie zszedł z tego świata, ponieważ przetoczył sobie krew przechowywaną u siebie w domu w lodówce. Okazało się, że do krwi (tej przechowywanej) wdała się jakaś infekcja i Ricco przetoczył sobie zanfekowaną krew. Więc tu nie tylko Winokurow wiedzie prym.
SebastianK pisze:Niestety znów wygrał oszust i nie wiem jak cały kolarski świat może to akceptować. To było straszne widzieć jak kolarz który był trupem dwa dni wcześniej nagle zaczyna fruwać..
Gość słabo jechał całe dwa pierwsze TYGODNIE (nie licząc akcji na Zoncolan, na którym też pod koniec osłabł, ale Yates go nie dogonił). A dlaczego to wszystko jest akceptowane? Odpowiedź jest prosta. Afery dopingowe spowodują odejście sponsorów, o których zwłaszcza po Armstrongu było bardzo trudno. Przypięcie łatki koksiarza kolarzowi Sky, która to drużyna uchodzi za wzór do naśladowania (tak ją nakręcają media) i udowadnia, że rzekomo można wygrywać największe wyścigi bez dopingu oznaczałoby katastrofę. Odeszliby sponsorzy, zainteresowanie dyscypliną znów by zmalało. Zobacz jaki jest boom na kolarstwo. Widać to także w Polsce. Mieszkam w Krakowie i Rynek jest dosłownie zawalony ludźmi podczas etapu. Ponadto ludzie coraz chętniej biorą udział w amatorskich wyścigów, których przybywa. Słowem: afery dopingowe najlepszych kolarzy nie są nikomu na rękę w środkowisku. To, że czasem kogoś skazują na banicję, to pokazówka, żeby opinia publiczna wiedziała, że z dopingiem się walczy.
Osobiście dla mnie każdy kto chce się liczyć, stosuje doping. Bez tego nie można wygrać w profesjonalnym kolarstwie. Chcesz wygrać bierzesz, chcesz się wlec na końcu peletonu - nie bierzesz. Dlaczego więc oglądam kolarstwo? Bo ten sport wręcz kocham i żadne afery nie są dla mnie zaskoczeniem. Choćby Chrisowi zabrali teraz wszystkie 6 zwycięstw w Wielkich Tourach to on i tak dla mnie będzie zwycięzcą 6 Wielkich Tourów, podobnie jak w dalszym ciągu dla mnie Contador jest trzykrotnym zwycięzcą Giro, nie dwukrotnym jak się teraz o nim mówi.