Strona internetowa turnieju
Profil turnieju na oficjalnej stronie ATP
Nazwa turnieju: BNP Paribas Masters
Miejsce rozgrywania turnieju: Paryż, Francja
Czas rozgrywania turnieju: 28.10.2013-03.11.2013
Drabinka: Singiel - 48 osób, Debel - 24 pary
Nawierzchnia: Hard (hala)
Pula nagród pieniężnych: € 2,646,495
Zwycięzca singla 2012:
- David Ferrer (ESP)
Zwycięzcy debla 2012:
- Mahesh Bhupathi / Rohan Bopanna (IND)
Jerzy, jak to miło napisać...
Pisząc takie jak ten teksty, mające być wprowadzeniem do kolejnego przystanku na mapie podróży zawodowego tenisowego cyrku, bardzo łatwo zauważyć, że używa się o wiele więcej niż zazwyczaj słów zagranicznego pochodzenia. Nie dziwi to rzecz jasna przy nazwach miast, ulic, czy tenisowych aren, wszak jak dotąd nie dorobiliśmy się żadnego dużo punktu w tenisowym kalendarzu. Bardziej dziwi to i smuci, kiedy człowiek po raz setny pisze te same nazwiska. I nie są tu już, jak kiedyś, nazwiska graczy z zachodniego, "lepszego" świata, ale też z regionów dużo bliższych nam do niedawna poziomem rozwoju cywilizacyjnego, ba!, obecnie to raczej Polska wydaje się być krajem będącym w lepszej sytuacji, niż reszta regionu.
Niestety, akurat na sport(nie tylko przecież tenis), nie ma to większego przełożenia. Trzeba więc do znudzenia wklepywać Djokoviców, Tipsareviców, Berdychów, Stepanków... Tak było od lat i w zasadzie nic nie wskazywało, by ta sytuacji mogło ulec zmianie. A jednak. Pisząc o ubiegłorocznej edycji turnieju rozgrywanego w słynnej hali Bercy, nie muszę na siłę szukać "polskiego akcentu". Nie muszę przebijać się przez pierwsze rundy, drabinki kwalifikacji i inne wynalazki, gdzie tenisowy trzeci świat nad Wisłą musiał do niedawna szukać swoich reprezentantów w męskich rozgrywkach. Bowiem w rubryce "finalista", jak byk stoi napisane: Jerzy Janowicz.
Nie był przecież Janowicz człowiekiem znikąd. Już 6-7 lat temu zaczynało być głośno o wysokim młodzieńcu z Łodzi, który za pomocą potężnego serwisu i równie mocnych uderzeń z głębi korty, miał zacząć podbijać tenisowy świat. Delikatnie mówiąc niewiele z tego wychodziło(ta epopeja Jerzego to materiał na osobną książkę raczej, niż artykuł), a miarą tego, jak ciężko było mu się przebić, niech będzie fakt, że przygodę z paryskim turniejem zaczynał Jerzy jako gracz numer 69 na świecie, we wspomnianym już przeze mnie miejscu, raczej dość rzadko odwiedzanym przez dużego formatu tenisistów - w czyśćcu kwalifikacji.
Tam już na początku musiał spotkać się z uznanym graczem, wtedy również mającym kłopoty z rankingiem, Dmitryjem Tursunowem, którego jednak pokonał łatwo 6-2, 6-4, w identycznym stosunku wygrał Polak z Florentem Serrą. Już w pierwszej rundzie głównego turnieju przyszło się Jerzemu zmierzyć z tak klasowym graczem, jak Philipp Kohlschreiber. Nie zrobiło to jednak większego wrażenia na Polaku, który wygrał ten mecz również w dwóch setach, tym razem 7-6(5), 6-4. W kraju pojawiły się pierwsze nieśmiałe odgłosy zaskoczenia i radości. Zaczęły one narastać, kiedy z serwisowymi bombami nie poradził sobie również Marin Cilic, łodzianin ponownie nie stracił seta, tajbreka pierwszej partii wygrał tym razem do 6, drugiego seta 6-2. Kolejnym rywalem był Andy "słynny Szkot" Murray. O występie Janowicza zaczynało robić się coraz głośniej. Przed meczem nie dawano mu większych szans, to miała być "cenna lekcja". I zapewne była, ale dla Murray'a. W drugim secie Polak obronił piłkę meczową, wygrał tę partię, a potem cały mecz 5:7, 7:6(4), 6:2.
I wtedy się zaczęło. Polacy dowiedzieli się, że istnieje taki sport, jak tenis. Fani sportu, że mamy w tym całym tenisie reprezentantów. Fani tenisa, że mamy graczy również w rozgrywkach męskich. Fani Agnieszki Radwańskiej, że inni niż Isia polscy gracze też umieją trzymać rakietę.
Następny mecz Janowicz już oczywiście "musiał wygrać", zwłaszcza, że rywalem był jakiś dziwny wydziarany koleś(przez niektórych nazywany dość dziwnie, "Tipsarevic", czy jakoś tak). Wydziarany koleś na całe szczęście wiedział, że jego historyczną rolą jest ugiąć się przez wolą milionów tenisowych neofitów i w trzecim secie taktowne skreczował. Kolejnym rywalem Janowicza, który poszedł spać jako Jerzy, a obudził się "naszym Jerzykiem", był chudy Francuz, co to(zdaniem na gwałt łapanych ekspertów), w sumie tenisa za bardzo grać nie umie, tylko przebija piłkę. No więc za wiele sobie nie poprzebijał, gdyż został "zbombardowany atomowymi strzałami". Przed finałem trwało gorączkowe poszukiwanie informacji o rodzącej się gwieździe światowego formatu.
W tym momencie warto dodać, że przed rozpoczęciem turnieju wycofali się Federer i Nadal, a Djokovic przegrał z Querrey'em. Któż więc inny mógł być przeciwnikiem Polaka w finale, jeśli nie mistrz korzystania z porażek i absencji wielkich, David Ferrer. Zanim panowie wyszli na kort, trwała dyskusja między entuzjastami, a pesymistami, czy też raczej głosami rozsądku, Wskazywana na zmęczenie Jerzego turniejem i fakt, że Hiszpan doskonale umie wykorzystywać wszelkie słabości nawet dużo silniejszych fizycznie rywali, gra w Paryży dobrze i jest mocnym faworytem nie tylko na papierze. Tym razem niestety to realiści mieli rację. Dawid Ferrer wygrał pewnie 6-4, 6-3 i zdobył swój pierwszy tytuł w turnieju rangi Masters-1000.
Jaka jest sytuacja przed tegoroczną edycją imprezy. Dla Janowicza o dziwo dość podobna. Od pamiętnego półfinału Wimbledonu gra słabo lub w ogóle(problemy z plecami), nikt przesadnie na niego nie liczy, większość kibiców w Polsce znowu cokolwiek kojarzy jedynie na hasło "Radwańska". Obiektywnie patrząc, szanse na obronę punktów za finał wydają się nikłe, nie tylko dlatego, że w ćwiartce Polaka widniej nazwisko Nadal. Za faworytów imprezy uznać należy świetnie dysponowanych tej jesieni Novaka Djokovica i Juana Martina Del Potro. Pewną zagadką jest Rafael Nadal, który jednak w tym roku niemal w każdym starcie dochodzi najdalej jak się da. Po osiągnięciu finału w Bazylei i zapewnieniu sobie uczestnictwa w WTF, z dobre strony może chcieć się zaprezentować Roger Federer.
- Wątek poświęcony temu eventowi przed rokiem: klik!